MOJA OCENA:
Książki Tada Williamsa zdobyły w naszym kraju sporą popularność i grupę wiernych fanów. Najnowsza, napisana wspólnie z żoną powieść jest początkiem pięciotomowego cyklu, który ma poszerzyć grono odbiorców o nieco młodszych czytelników. Deborah Beale, która dotychczas zajmowała się redagowaniem książek dla dzieci, z pewnością była inspiratorką pomysłu napisania powieści dla młodzieży. Williams słynie z rozbudowanych fabularnie i epicko powieści, więc napisanie utworu odbiegającego znacząco od tego schematu było dla niego niemałym wyzwaniem. Z czystym sumieniem można stwierdzić, że przy wsparciu żony wywiązał się z tego zadania znakomicie. Fabuła jest ciągiem logicznych zdarzeń, narracja płynna, a opisy nie wybijają czytelnika z rytmu. Widać dużą pracę Deborah Beale, której wieloletniej doświadczenie zaprocentowało we wspólnym projekcie.
Tyler i Lucinda są zwyczajnymi nastolatkami, którzy po rozwodzie rodziców, usiłują znaleźć wspólny język z matką namiętnie szukającą sobie nowego partnera. Rodzeństwo widząc niepełne zaangażowanie matki w sprawy rodzinne ucieka w rozrywki typowe dla nastolatków. Starsza Lucinda wraz z koleżankami „żyje” życiem gwiazd muzyki popularnej i filmu, zaś młodszy Tyler poświęca się realistycznym grom na GameBossie. Gdy po zakończeniu roku szkolnego matka oznajmia dzieciom, iż w czasie tegorocznych wakacji ona jedzie na obóz dla samotnych w celu szukania partnera, a ich wysyła na farmę do wujka Gideona, napotyka na opór swoich pociech. Dzieci są niechętne wyjazdowi do staroświeckiego wujka, nie chcą jechać „na koniec świata” do rodziny, której nie znają, a poza tym nie widzą dla siebie miejsca na wsi wśród zwierząt hodowlanych. Z przerażeniem wsiadają do pociągu i udają się na wakacje. Na miejscu okazuje się, że Zwyczajna Farma wcale nie jest zwyczajna. Zamiast bydła i drobiu dzieci spotykają smoki, jednorożce oraz latającą małpkę. Gdy nad farmą i wujkiem Gideonem zawisa niebezpieczeństwo, Tyler i Lucinda postanawiają działać. Wydaje się, że tylko dwójka zwyczajnych dzieci zdoła ocalić fantastyczną farmę...
Książka jest niewątpliwie skierowana do młodszego odbiorcy, co nie oznacza, że starsi czytelnicy nie przeczytają jej z zainteresowaniem i zaciekawieniem. Język powieści jest wyraźnie prostszy niż ten, do którego fani Tada Williamsa są przyzwyczajeni. Ewidentnie czuć w nim charakterystyczną rękę autora, ale wyraźnie daje się odczuć „obecność” Deborah Beale, dzięki której język książki trafia do grupy docelowej, którą są nieco młodsi czytelnicy. W jego prostocie, łatwym przekazie i nieskomplikowanej fabule tkwi siła, która z pewnością zapewni „Smokom ze Zwyczajnej Farmy” spore grono wiernych młodych czytelników. Dzięki kapitalnej narracji, braku dygresji na temat bolączek współczesnego świata i wplecionych w fabułę wątków filozoficzno-rodzinnych książka zyskuje wiele, choć z całą pewnością bardziej wybredni czytelnicy będą nieco kręcić nosem. Należy jednak pamiętać, że jest to pozycja kierowana głównie do młodzieży i nie należy jej traktować inaczej.
Główni bohaterowie są wyraziści i dają się lubić od pierwszej strony. Bez chwili zawahania można przypisać Tylera i Lucindę do większości współczesnych nastolatków, których dręczą rodzinne problemy. Dzięki dygresjom głównych bohaterów, w niniejszej powieści młody czytelnik może znaleźć odpowiedź na niektóre z nurtujących go pytań, a także dobre rady dotyczące życia, postępowania z rodzicami i obcowania z innymi ludźmi.
„Smoki ze Zwyczajnej Farmy” umiliły mi kilka upalnych letnich wieczorów, które spędziłem nad jeziorem, przez co Zwyczajna Farma była jeszcze bardziej realistyczna. Powieść czyta się łatwo, szybko i z ogromnym zainteresowaniem. Zdecydowanie jest to wzruszająca, zabawna i wciągająca książka, nie tylko dla młodzieży i miłośników literatury fantasy. Napisana prostym, łatwym i przyjaznym dla wszystkich czytelników języku. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy cyklu, których zgodnie z zapowiedziami autorskiej pary będzie aż pięć.
Ocena: 4+/5
|